Leszek Miller
to najprawdopodobniej ostatni dinozaur starej nomenklatury. Bez dwóch zdań jest
to mistrz ciętego słowa i dobrej riposty, który zapewne z wielkim sentymentem
wspomina czasy czarnej wołgi… i nie ma się czemu dziwić ponieważ jest za czym
tęsknić.
Pan Leszek
jak większość polityków miał swoje wzloty i upadki. Jako jedyny doznał on zmartwychwstania
(na polskiej sceny politycznej). Niczym feniks odrodził się z popiołu i
przypodobał się nowym kolegom z klubu Janusza Palikota (prywatnie zastanawiam się
jaki jest stosunek Anny Grodzkiej do Millera). Moim zdaniem to prawdziwy
twardziel i bardzo dobry polityk. Nigdy nie widziałem zagubionego Millera, a w
swoim życiu widział on – człowieka z marmuru, człowieka z żelaza , a nawet
ostatnio (jak sam stwierdził) człowieka z tabletu. Chętnie zapraszany do
rozgłośni radiowych, stacji telewizyjnych i jak sądzę lubiany wśród dziennikarzy. Wychowany w harcie ducha i
służbie narodu, doskonale poradził sobie w kiepskim okresie swojej kariery
politycznej. W przyszłości przyjdzie mu jeszcze zaistnieć w lepszej hierarchii
niż ta w chwili obecnej… czego osobiście życzę Panu Leszkowi.
Ps. Jeśli
miałbym doradzić Panu, to zalecałbym bezpośredni kontakt ze społeczeństwem. Wymarsz do ludzi i mówienie szczerym, prostym
językiem - tak jak niegdyś mówił Edward Gierek do górników i nie tylko. W
dzisiejszych czasach marzeniem milionów Polaków jest zwykła i stabilna praca. Jeżeli
ma Pan wizję takiego jutra i skuteczny program to proszę działać.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz