czwartek, 2 czerwca 2016

Autostopowicz


Chciałbym Wam opowiedzieć o pewnym dziwnym, a może nie dziwnym zdarzeniu, które spotkało mnie 18 kwietnia tego roku. Wracając w godzinach dopołudniowych z Gorzowa Wielkopolskiego, nie wiedzieć, czemu zjechałem na stację benzynową. Zatrzymałem się pod dystrybutorem mając świadomość, że mam ponad ½ w zbiorniku paliwa. Zawahałem się przez moment czy tankować czy nie, więc postanowiłem nie tankować i podjechałem bliżej sklepu z zamiarem kupna wody mineralnej. Jednak po chwili coś mnie namówiło abym jednak cofnął się pod dystrybutor i zatankował. Tak też zrobiłem.

Kiedy wysiadłem z samochodu i podszedłem do wlewu paliwa usłyszałem głos mężczyzny pytającego czy jadę w kierunku Warszawy. Uniosłem wzrok i zobaczyłem zakonnika. Był to dominikanin, który zapytał później czy może się ze mną zabrać. Odpowiedziałem, że nie ma żadnego problemu i poprosiłem, aby usiadł w samochodzie. Kiedy ruszyliśmy rozpoczęła się rozmowa, która z każdym przejechanym kilometrem nabierała rozmachu. Ja ze swojej strony nie ukrywałem czym się zajmuję dodając, że zdaję sobie sprawę o braku akceptacji osób duchownych moim zajęciem. Wtedy usłyszałem z ust zakonnika, że kościół nie potępia przepowiadania przyszłości ani osób, które tym się zajmują, a jedynie nie akceptuje kart tarota. Krótko również rozmawialiśmy na temat polityki, choć szybko wyczułem, że zakonnik nie za bardzo chciałby kontynuować ten niewygodny temat. Może z powodów, jakie objawiałem w trakcie rozmowy uwielbienia partii rządzącej i samego guru tej modlitewnej sekty. W pewnym momencie nowopoznany podróżnik zaproponował mi wspólną modlitwę, której notabene się spodziewałem. Bo jak inaczej nawrócić zabłąkaną duszę jak nie modlitwą… a ja przecież ciągle wyczuwałem, że jestem tym złym w odczuciu zakonnika. Więc nastała chwila prawdy J .Czy Krężel (czyli ja) zacznie się wykruszać i wyjdzie z niego zło? A może stanie się coś w rodzaju przemówienia głosem jakiegoś zbłąkanego demona. Więc zaczyna się jazda bez trzymanki, czyli dobro kontra Krężel, który jedzie z różną prędkością prowadząc samochód. Chwilami tylko 120 a chwilami 150. Obok siedzi zakonnik głośno wypowiadający słowa modlitwy znanej mi, jako fragmenty Egzorcyzmu Rzymskiego. Ja równie głośno powtarzam modlitwę zakonnika aż ten ją skończy. Kiedy zapadła cisza… a powiem szczerze, że nie była to cicha modlitwa, lecz pełna uniesień i mocno energetyczna, zakonnik zapytał mnie spokojnym głosem czy pamiętam wszystko z tej modlitwy. Odpowiedziałem, że tak, bardzo dokładnie. Zadał wtedy drugie pytanie - co największą w trakcie trwania tej modlitwy przykuło moją uwagę? Odpowiedziałem bez wahania „odpuszczenie grzechów swoim wrogom”. Wtedy zaproponował abyśmy ten fragment powtórzyli raz jeszcze. Zgodziłem się i po krótkim czasie kolejnej modlitwy ponownie zapadła cisza. Nasza wspólna podróż nie trwała zbyt długo (przynajmniej tak mi się wydawało). Ogólnie bardzo miło wspominam zabranego pasażera i na koniec wymieniliśmy się telefonami, co może świadczyć o dobrej atmosferze w czasie podróży. Jednak ciągle coś mi do dnia dzisiejszego nie daje spokoju, tym czymś jest znak zapytania, który zaraz wyjaśnię.

Zanim to jednak zrobię cofnę się do roku 2013, kiedy w trakcie trwania (jak ja to nazywam) seansu pewna klientka powiedziała mi pewną rzecz: „Panie Jarosławie, założę się, że nie wejdzie Pan do kościoła”. Na co odpowiedziałem, że bardzo często bywam w kościele. Wtedy odparła, że na mszę oczyszczającą to na 100% się nie zdecyduję. Odpowiedziałem uśmiechając się, że nie uczestniczyłem w takiej mszy, ale nie widzę problemu abym mógł w takowej uczestniczyć.


Faktycznie nigdy nie uczestniczyłem w takiej mszy, ale często korzystam z modlitwy rzymskiej i samego pisma świętego, które ani mnie nie parzy ani mi nie przeszkadza. Wręcz przeciwnie, lubię czytać stary jak i nowy testament. Powracając do zakonnika Pawła, bo tak ma na imię. Myślę, że gdybym był (powiedzmy) zniewolony przez jakiegoś nielubiącego gości belzebuba, to w trakcie takiej modlitwy prowadząc z dużą prędkością samochód, mógłbym zrobić krzywdę nie tylko zakonnikowi, ale i innym uczestnikom ruchu. Nasuwa się pytanie: Czy dominikanin Paweł wiedział, że jestem czysty czy może takie modlitwy rzymskie to jedynie wymysł i przerośnięta propaganda osób duchownych? No można jeszcze zakwalifikować mnie do tych, co to nie boją się wody święconej ani żadnego księdza. Tylko skoro boje się Boga i daleki jestem od dokuczania innym to, kim jestem? Nie…. JJJ Nim na pewno nie. Odpowiedź jest bardzo prosta. Jestem takim samym człowiekiem jak Wy. Zwykłym śmiertelnikiem, który modli się i czasami (może zbyt często) przeklina.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Do wierzących i niewierzących

 Sprzyjająca pora i czas na przypomnienie cytatu Władysława Reymonta: Siłę człowieka mierzy się ilością jego nieprzyjaciół. Ilu zatem Jezus ...