Skończyła się nic niewnosząca (z mojego punktu widzenia) w
Polską gospodarkę oraz przyszłość tego Kraju debata. Z ust Premier Kopacz
padały zapewnienia między innymi takie słowa jak „My wiemy i mamy plan jak
uzdrowić naszą gospodarkę”. Szkoda tylko, że na taki pomysł Kopaczowa wpada po
tylu latach.
Beata Szydło wypadła ponownie kiepsko - brak entuzjazmu w jej
oczach oraz brak konkretów mówiących o sposobie ratowania zadłużonej Polski.
Jedyne zapewnienia 12 zł minimalnej stawki godzinowej i 500 zł na każde
dziecko.
Korwin mówił chwilami sensownie, Paweł Kukiz w dużej mierze
ma rację, ale brak doświadczenia i orientacji w terenie kruczków politycznych nie
pozostawia mu dużej szansy wśród starych wyżeraczy, jakim jest np. Piechociński,
który nie wiedzieć, czemu przytargał ze sobą na debatę jabłko… być może w celu kuszenia
Ewy do grzechu.
Barbara Nowacka po pewnych szlifach może zostać politycznym diamentem,
który wie, czego chce, ale brakuje tej małej nutki przekonania patriotycznego i
tej charyzmy, jaką niegdyś nosił w sobie Edward Gierek.
Ryszard Petru wypadł z tej ósemki ochotników „ratowania
Polski” najkorzystniej. Był jeszcze młody człowiek, który logicznie
przedstawiał swój pogląd, ale sromotną wpadkę zaliczył podniecając się zbytnio
losem imigrantów… być może pomylił studia nagraniowe z National Geographic.
Zaiskrzyło także pomiędzy Kukizem a prowadzącą debatę Dianą Rudnik
i raczej nie przypadli sobie do gustu. Gdyby ktoś zapytał mnie o wrażenia z
powyższej debaty odpowiedziałbym bardzo pewnie i z wielkim zadowoleniem, że:
Numerem jeden debaty został jeden z prowadzących, Jarosław Gugała, który
konkretnie i w sposób bardzo odważny zadał dwa dla nas Polaków ważne pytania i
tu mam taką nadzieję, że nikt mu z przełożonych wyrzutów robił nie będzie (a
przynajmniej nie powinien).
Brawo Panie Gugała! W moich oczach wielkie słowa uznania za
konkretne pytania i jako jeden z całej reszty odrobił pan pracę domową.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz