poniedziałek, 28 kwietnia 2014

Pod złymi wpływami innych ludzi




Czasami zastanawiam się gdzie kończą się granice ludzkiej głupoty, a w którym momencie rozpoczyna się choroba psychiczna. W jaki sposób możemy rozpoznać głupiego od chorego? Sami Państwo będziecie mogli wyrazić swoją opinię i ocenić postępowanie przedstawionych postaci.



Ola. 31 lat – sekretarka.
Porzucona dziewczyna  po trwającym blisko dwa lata romansie. Nie może pogodzić się z utratą kochanka z pracy. Początkowo myślała, że to tylko chwilowe rozstanie. Takie, które już miało nie raz miejsce. Jednak po miesiącu dociera do jej świadomości, że to  jest definitywny koniec. W tej sytuacji Ola postanawia zemścić się na swoim kochanku i zaczyna wypisywać smsy do jego żony. Początkowo w sposób delikatny - jako „życzliwa osoba” donosząc o niewierności męża. Z czasem posuwa się ona do zastraszania i wulgaryzmów nie tylko nieszczęsnej żony ale i całej rodziny (w tym dzieci).
Kiedy działania Oli nie przynoszą oczekiwanych efektów w postaci odzyskania kochanka poprzez rozbicie jego małżeństwa, decyduje się ona na kolejny krok. Tym razem skupia całą swoją złość tylko na jednej osobie - byłym kochanku. Zdesperowana swoją platoniczną miłością donosi do wszelkich możliwych instytucji Państwowych o przekrętach i nielegalnych interesach kochanka. Kiedy  mężczyzna zaczyna mieć poważne problemy natury prawnej, owa dama korzysta z życia na lewo i prawo rozdając swoje ciało przypadkowo napotkanym mężczyzną, próbując wzbudzić zazdrość u byłego kochanka. Po pewnym czasie mężczyźnie udaje się wyprostować swoje sprawy. Kobieta przepełniona złością nie potrafi do dnia dzisiejszego ułożyć swojego życia.
Czy Państwa zdaniem Ola popełniła tylko głupotę, czy może był to tylko chwilowy stan depresyjny? A może ukryta choroba?



Aneta. 28 lat.
Z powodu problemów materialnych Pani Aneta wraz z mężem i rocznym dzieckiem zmuszona jest wspólnie dzielić mieszkanie ze swoją matką. Między młodymi wszystko układa się świetnie, aż do momentu, kiedy matka Anety zaczyna czepiać się bez większych powodów zięcia. Początkowo młoda żona trzyma stronę męża, gdyż nie widzi uzasadnienia da ataków swojej matki. Po kilku miesiącach napięta sytuacja w domu staje się nie do zniesienia dla młodego człowieka i zaczyna on tracić wiarę w sens swojego związku. Aneta przejmuje większość negatywnych cech matki i za jej namową postanawia ukarać swojego męża w prymitywny sposób - zero uciech cielesnych, aż do czasu upadku męskości w tym domu. Załamany chłopak przez kolejne dwa miesiące czuje się jak piąte koło u wozu. Jedynym miejscem gdzie słyszy ludzki głos to jego praca. W domu niestety słychać tylko uniesiony ton i ciągłe biadolenie, że nie ma  pieniędzy, a on sam nie nadaje się do niczego. W końcu mama z córką przelewają szale goryczy i niechciany domownik zmuszony jest opuścić czarujące damy.
Mamusia wraz z córeczką są bardzo zadowolone. Postępują według następującego przekonania: „oby tylko dawał pieniądze na dziecko, a my bardzo dobrze poradzimy sobie same”. Jednak ich życie się nie zmieniło. W przeuroczym mieszkanku została ta sama atmosfera, zabrakło tylko kozła ofiarnego w postaci męża. Obie panie więc zabrały się za siebie. Doprowadziło to do przejrzenia przez młodą mężatkę na oczy. Postanowiła ona z powrotem ściągnąć pantoflarza do domku, aby mieć w kryzysowej sytuacji kogoś za swoimi plecami. W tym momencie życie znów pokazało Anecie cztery środkowy palec. Jej były mężczyzna (zdrowy i normalny facet) poznał już inną - wartościową kobietę. Oczywiście oboje już nigdy nie powrócili do siebie. Aneta zawsze obwiniała swoją matkę o rozpad małżeństwa.
Czy Aneta popełniła błąd słuchając matki? A może zapomniała co matka zrobiła ze swoim mężem 25 lat temu? Czyżby to była choroba tych kobiet? Albo jakaś klątwa wisząca nad owymi damami? Proszę ocenić.


Marian i Helena - małżeństwo Paździoch.

Marian to były pracownik Milicji Obywatelskiej, a dokładniej pracownik SB. Helena próbowała swoich sił w kantorze w czasach głębokiej reformy naszego kraju. Ponieważ małżeństwo zauważa wysokie dochody właściciela kantoru postanawiają oni podstępem przejąć dochodowy interes. Jednak właściciel kantoru przypadkiem zauważa notatnik Mariana, w którym zapisane były nazwiska wraz z numerami telefonów funkcjonariuszy Policji odpowiedzialnych za pobór daniny od takich interesów. Ponieważ Paździochowie zostają zdemaskowani i pozbawieni możliwości dalszej współpracy z kantorem postanawiają oni oczernić byłego pracodawcę w różnych Państwowych instytucjach. Przedstawiane małżeństwo dosłownie odzwierciedla bohaterów serialu- Świat Według Kiepskich. Głównym mózgiem rodziny jest Helena, która z racji utraty pracy zaczyna mścić się na niewinnych ludziach, którym powodzi się lepiej finansowo. Wraz z Marianem postanawiają wykorzystać swoje kontakty z Policją i zostają płatnymi informatorami. Od pewnego czasu małżeństwo zaczyna zajmować się pisaniem donosów i zbieraniem informacji o wydatkach i dochodach sąsiadów. Z racji szerokich kontaktów Mariana, który prowadzi działalność usługową zbieranie informacji staje się banalnie proste. W celu odwrócenia od siebie uwagi, Paździochowie obrabiają cztery litery dosłownie wszystkim. Do bogatszych użalają się nad sobą, wzbudzając tym samym litość i donoszą im (jako „lojalni sąsiedzi”), że „ten i ten to mówił o tobie to i to”. Co oczywiście jest wierutnym kłamstwem.
Marian jako były pracownik SB jest w kamuflowaniu się odpowiednio wyszkolony i umiejętnie wykorzystuje ludzką naiwność. Aby przypodobać się innym, potrafi on skosić trawę swojemu sąsiadowi po to tylko, aby wśród ludzi uchodzić za równego gościa i przykładnego obywatela. Paździochowie jednak mają niejedno na sumieniu. Zajmują się współpracą z Urzędem Skarbowym, a Marian wieczorową porą często odwiedza pracowników sekcji wywiadowczej Policji. Natomiast w każdą niedziele uczestniczy w mszy świętej, aby dać przykład poprawnego katolika. Jednak nawet to miejsce nie jest dla nich obojętne, ponieważ lubi się przypodobać księdzu donosząc na „zbłąkane owieczki z parafii. W szczególności na jednego sąsiada, przez którego Helena się „rozchorowała”. Bo ten, nie dość że jest młodszy, to na dodatek wybudował większy dom. Prowadził kiedyś dyskotekę i Agencje Towarzyską, a to jest przecież podstawa, do tego aby namówić księdza by nie poszedł po kolędzie do tej rodziny. Zazdroszcząc zasobów finansowych innym postanawiają zająć się paserstwem i lichwiarstwem. W tym celu pomysłowy Maniek nawiązuje bliższą  współpracę ze złodziejami i pod przykrywką prowadzonej działalności usługowej i ochroną kolegów z Policji zaczyna mnożyć dochody. Jednak wciąż największym hobby Paździochów jest pomawianie i czerpanie radości z cudzego nieszczęścia.
Choć życie nie rozpieszcza pomysłową rodzinę, bo obaj synowie Paździochów popadają w konflikt z prawem, to i tak Marian nie wyciąga wniosków z życia. Za odpowiednią kasę i przysługę „utopienia” kolejnego człowieka załatwia problemy potomków. Więc jeśli jesteś synem Mariana możesz pobić trzymiesięczne niemowlę i nie poniesiesz odpowiedzialności. Ale jeżeli rozpalisz małe ognisko na swojej działce Marian zaraz zadzwoni po Straż Miejską, a później przypisze swoje postępowanie młodszemu sąsiadowi (że to na pewno on zadzwonił). Niestety przykład Mariana i Heleny pokazuje jak głupie i naiwne potrafi być społeczeństwo, dając wiarę obłudnym Paździochom.
Jak pokazuje życie, złe wpływy na niektóre osoby wydają się banalnie proste i można spokojnie manipulować ludźmi. Na całe szczęście kłamstwo i obłuda ma krótkie nogi. Z upływem czasu niektórzy przekonali się o prawdziwym obliczu twarzy Państwa Paździochów. Na zakończenie dodam, że zdesperowana Helena z braku kolejnej „bakterii powodującej u niej chorobę” lub też starzenia się umysłu pobiła szczyt własnej głupoty. Doniosła ona na psa sąsiada, który ponoć „nie dba o higienę osobistą i śmierdzi”.
Nie jestem w stanie wymienić choćby połowy działań tego małżeństwa, ale to co w skrócie opisałem powinno Państwu wystarczyć do wystawienia oceny tych ludzi.
Czy ich zachowanie spowodowane jest zazdrością, czy może chęcią zarobkową? Zaznaczyć należy, że nie od każdego (chyba) donosu Paździochowie dostawali czy też dostają jakąś zapłatę. Więc sama forma pomawiania i zniesławiania innych przynosi w tym przypadku co? Zadowolenie? Dodatkowe siły witalne? Może się w taki sposób podniecają? A może swym zachowaniem przekroczyli granicę zdrowego rozsądku i wpadli w obszar jakiejś choroby? Proszę ocenić samemu. Jeszcze jedna kwestia. Czasami podejrzewamy kogoś Bogu Ducha winnego, a mendę mamy przed oczami.


Pragnę poinformować Państwa, że postacie wymienione przeze mnie nigdy nie były moimi klientami. Nazwiska oraz imiona osób zostały celowo zmienione.




wtorek, 11 marca 2014

Człowiek - człowiekowi


Nieodzownym towarzyszem naszego krótkiego życia jest chęć zemsty, która to może wydawać się zadośćuczynieniem w wielu przypadkach naszej krzywdy. Czy faktycznie widok klęski naszego „wroga” sprawia nam przyjemność? Niestety tak… piszę niestety, ponieważ spora część społeczeństwa wyznaje zasadę - oko za oko, ząb za ząb. Ale nie zastanawiamy się ile swojej cennej energii tracimy na knucie różnych podstępnych spisków przeciwko naszym nieprzyjaciołom. Ba, nawet niektórzy są w stanie zrobić wiele nieprzyjemności drugiemu człowiekowi tylko dla zabawy… ot tak, aby tylko wsadzić szpile - nie ważne czy się daną osobę zna, czy nie. Ważne by w podły sposób odnieść chwilową satysfakcję. Oczywiście z własnej głupoty.
Należy zadać sobie pytanie: czy takie osoby (nazwijmy je mściwymi) są szczęśliwe? Czy potrafią się cieszyć szczęściem innych ludzi? Odpowiedź brzmi NIE.  Nie potrafią, bo są zainteresowane tylko czubkiem własnego nosa, który rośnie w miarę ich przeważającej głupoty. O wiele łatwiej żyje się ludziom, którzy nie wyrządzają innym krzywdy, zajmują się przede wszystkim swoim życiem. Mają oni więcej czasu na organizowanie swoich codziennych obowiązków i z pewnością zasypiają spokojniej. Budzą się wypoczęci z wielkim entuzjazmem na nowy dzień.
Mściwi ludzie, większość swojego czasu poświęcają innym. Niekiedy tym samym odwracając uwagę społeczeństwa od siebie samych. Ja nazywam takich osobników Bardzo Nieszczęśliwymi Ludźmi. Nie zdają oni sobie sprawy, że los z pewnością się odwróci. To tylko kwestia czasu. A czy to, co zasiali zdążą zebrać osobiście czy zbiorą ich dzieci, to już nie mnie oceniać.
W dniu dzisiejszym w podano w wiadomościach tragiczną informację o powieszeniu się czternastoletniego chłopca, który nie potrafił poradzić sobie z zaistniałą sytuacją w rodzinie. To bardzo przykre i zarazem przygnębiające, że takie dziecko podjęło najgorszą decyzję w swoim tak króciutkim życiu. Nie obwiniam w tym przypadku dziecka. Obwiniam jego matkę, obwiniam tych wszystkich, którzy szydzili z tego dzieciaka i nie wyciągnęli pomocnej ręki. Obwiniam przede wszystkim osoby dorosłe, które mogły (bo miały taką możliwość) zmienić los tego chłopca, ale tego nie zrobiły. To właśnie takie podłe zachowania mam na myśli. Brak reakcji na wyrządzaną krzywdę ludzką jest przyzwoleniem na nią i robi z nas współwinnych.

Wszystkim tym z Państwa, którzy będą w przyszłości mieli taką możliwość zareagowania i wstawienia się w obronie drugiego człowieka chciałbym powiedzieć, że zawsze warto! Nie zamierzam zmieniać Państwa zachowania w stosunku do innych, bo to i tak niczego nie zmieni. To tylko i wyłącznie Wasza sprawa, jakie wnioski wyciągniecie czytając mój post. To Waszym zadaniem jest ocena samego siebie i zrozumienie istoty życia ludzkiego. Zawsze odkąd pamiętam wyznaje taką zasadę – Lepiej z mądrym zgubić, niż z głupim znaleźć… bo mądry człowiek mnie nie skrzywdzi, ale głupi może. 

niedziela, 9 marca 2014

Ukraina - cz. II


W miesiącu marcu nie przewiduję dużego zagrożenia dla Ukrainy ze strony Rosji, prócz idiotycznej zabawy - kto za Rosją, a kto nie. Bardziej ostrzegałbym przed miesiącem kwietniem. To właśnie w tym miesiącu może dojść do wprowadzenia na Ukrainie stanu wyjątkowego (wojennego). Ukraińcy zostaną oszukani i pozbawieni sporej części terytorium kraju. Pomimo prób złagodzenia konfliktu przez pozostałe kraje, Ukraina w maju, nie będzie jeszcze pewna swojego losu.
Niestety nie ma takiej możliwości aby zażegnać w przeciągu dwóch, czy trzech miesięcy spór wywołany przez Rosję. Jeżeli przez najbliższych siedem miesięcy (czyli do listopada) nikt nie znajdzie skutecznego antidotum na powstrzymanie tej bezsensownej agresji to Ukrainę… i nie tylko ją, czeka wojna.
Cała ta sytuacja przypomina mi płód, który rozwijać się może przez dziewięć miesięcy. Jeżeli nikt w odpowiednim czasie nie dokona aborcji to narodzi się „Antychryst”, którego ojcem chrzestnym będzie Putin.

czwartek, 6 marca 2014

Putin-cz.II

Jeszcze w tym miesiącu (marcu) Putin zmięknie i będzie szukać  dialogu. W połowie marca pokaże on zupełnie nowe oblicze, co nie oznacza, że nagle zmieni się w anioła. Oczywiście, że będą również próby pokazywania swojej dominacji.  W kwietniu przeliczy straty finansowe, a w maju stanie przed trudnym wyborem i będzie próbował swoich nieczystych sztuczek, które nie przyniosą oczekiwanego przez niego efektu. Za dwa miesiące naród Rosyjski przejrzy na oczy uświadamiając sobie do czego doprowadza ich przywódca. Społeczeństwo Rosjan zacznie się dzielić na dwie grupy: tych, którzy popierają Putina i tych, którzy zaczynają się obawiać najgorszego.
Przez własną głupotę i pychę  straci on sporą część poparcia swojego narodu. Zasoby finansowe Rosji już w chwili obecnej nie są rewelacyjne, dalszy upór Putina doprowadzi do niepewnej sytuacji gospodarczej Rosję, zaś jego chorobliwa rządza władzy okaże się bardzo poważną dolegliwością.  Jego stan zdrowia psychicznego jest jeszcze w miarę do opanowania. Rodzą się w jego głowie różne fantazje i złudne marzenia, lecz najgorszy okres dopiero przed nim. Coraz częściej będzie wpadał w nieuzasadnione stany depresyjne  i wtedy właśnie może stać się niebezpieczny (dla ludzkości i siebie samego). Ludzie, którymi się otacza nie należą do błyskotliwych. Są to osoby bardzo niepewne i przesadnie uległe swojemu dyktatorowi.
Co zamierza na dzień dzisiejszy Putin?  Zamierza on przede wszystkim obserwować. Jego nastawienie to: jeśli nie będzie ataków - nie zaatakuje, ale jeżeli choć powstanie mała iskierka - on wznieci ogień. Takie są zamierzenia Putina. Ja przewiduje, że (najgorszym) planem przywódcy Rosji jest uśpienie pozostałych krajów przez okres siedmiu miesięcy i wtedy, kiedy emocje opadną, może  on oszukać wszystkich i sięgnąć po dramatyczne w skutkach rozwiązanie.

Czy sam w chwili obecnej jest gotowy wywołać wojnę? Stanowczo mówię, że NIE. Putin w chwili obecnej nie jest gotowy do wojny, ale ten stan nie będzie trwał wiecznie, ponieważ za kilka miesięcy będzie on bardziej zdecydowany do takiego posunięcia.

środa, 5 marca 2014

Putin

Ostatnie cztery lata nie należą do udanego okresu w życiu Putina. Zachowując tylko pozory panowania nad sytuacją i sobą samym, stracił on w oczach wielu wizerunek silnego człowieka, tym samym silnego przywódcy. W obawie przed stratą swoich wpływów na Ukrainie, zajął strategiczne tereny tego kraju. Obecnie towarzysz Putin liczy na duże zmiany, które wzmocnią jego stanowisko na Świecie. Na szczęście są to tylko jego marzenia, które zrodziły się w blasku księżyca, a jak niektórzy z państwa wiedzą, księżyc nie posiada swojego źródła światła, a jest jedynie odbiciem słońca. Tak więc Wladimir Putin i księżyc posiadają jedną cechę.
Naród Rosyjski nie odbiera swojego przywódcy dobrze, o czym przekonamy się niebawem. Jedynie strach przed obozami (karnymi, pracy) skłania Rosjan do niewyrażania publicznie swoich poglądów. Stan emocjonalny tego towarzysza jest obecnie niepokojący. Nie jest prawdą, że stracił on kontakt z rzeczywistością, prawdą natomiast jest to, że zaczyna coraz częściej tracić kontrole nad emocjami, na co kiedyś w KGB stawiano duży nacisk. Przyczyną ostatnich posunięć politycznych Putina jest  obawa przed samotnością, brak zrozumienia w związku i niesamowity apetyt na młodość. Samozwańczy Car zapomina o swojej dacie urodzenia, próbując zmienić swój wygląd tak, aby przypodobać się o prawie trzydzieści lat młodszej Alinie.
Żadnej nagrody Nobla nie przewiduje dla Putina, gdyby w Świecie organizowano konkurs - nagroda bata na cztery litery, z pewnością Wladimir taką by otrzymał. Ciągła chęć zwracania na siebie uwagi, oraz nadmierne pokazywanie swojej siły, może z czasem doprowadzić do zmęczenia materiału  i zlekceważenia przez resztę Świata jego osoby. Oglądając ostatnią konferencje prasową Putina zdziwiłem się, że taki przywódca opowiada, że w jego kraju jest korupcja. Wniosek z tej wypowiedzi jest taki: skoro nie potrafi zapanować nad takim procederem w swoim kraju, to jest mało liczącym się Prezydentem. Oficjalnie przed kamerami przyznaje się na oczach miliardów ludzi o swojej bezradności i słabości. Nie potrafi ogarnąć porządku na swoim terenie, a próbuje uczyć innych. Putin powinien wiedzieć gdzie jego matka „Rosyja” ma swoje granice, zaś przedstawiciele innych Państw powinni stanowczo wskazać  teren, po którym może on sobie swobodnie hasać i bez stosownego zaproszenia nie wolno mu przekraczać pewnej granicy.

Nie należy lekceważyć Putina, ale też nie należy się go bać, jest to człowiek bardzo zagubiony i obsesyjnie przywiązany do władzy. Powodem tego są różne zaburzenia poczucia bezpieczeństwa - stąd okazywanie swojej siły. To słaby człowiek, który skończy źle.

wtorek, 4 marca 2014

Wojna - czy nam zagraża

W jednym z postów z dnia 01.16.2014 noszącego tytuł „2014 - dla Polski” napisałem
Nie powinniśmy wsadzać nosa w cudze sprawy, skoro sami mamy nieuporządkowane własne podwórko. Polak zawsze lubi wychodzić przed orkiestrę, co może skończyć się tak, że zostaniemy na lodzie. Tak więc dajemy z siebie wszystko, a w zamian dostajemy pstryczka w nos .

Niestety albo nikt odpowiedzialny za naszą przyszłość w kraju nie czytał tego postu, albo mamy kiepskich wizjonerów w MSZ. Jeżeli doszło już do wsadzenia nosa w cudze sprawy (Ukaina) i jak przewiduje w przyszłości zostaniemy na lodzie, to w chwili obecnej, kiedy podpadliśmy Carowi nie możemy się cofnąć. Na przełomie 2009/2010 roku pewien mężczyzna będąc u mnie zapytał czy Polsce grozi wojna? Roześmiałem się wtedy i zapytałem „z kim?”, po chwili dodając „z Rosją? a jaką my mamy armię żeby walczyć?”, choć po chwili powiedziałem „skoro Pan o to pyta, to odpowiem Panu… W chwili obecnej żadna wojna Polsce nie zagraża ale, za cztery lata  w 2014 roku niestety widnieje takie widmo zagrożenia wojny.”
Czy faktycznie w tym 2014 roku nasz kraj będzie dotknięty wojną?

W 90% na dzień dzisiejszy uważam że tak. Pewne działania zostały zawieszone na okres (około dwóch miesięcy) - być może do wyborów na Ukrainie. Czy wypadną one pomyślnie dla Putina, który z pewnością nie zamierza oddać Krymu? Pan Radosław Sikorski będzie się musiał wykazać super, ale to super dyplomacją oraz przedstawić daleko idącą argumentację (dzisiaj my, jutro Wy) aby zebrać jednogłośne postanowienie mówiące stanowczo STOP Rosji. Jest nadzieja, że częściowo zbierze parę głosów, ale to tylko nadzieja… bo osobiście ja tego nie widzę w pełni pozytywnie. Nie chcę wymieniać poszczególnych Państw, które okażą się słabymi partnerami w tej grze. Putinowi chodziło głównie o Krym i dostęp do Morza Czarnego, a przy okazji upiekł on dwie pieczenie na jednym ogniu. Po pierwsze: posłużył się słabym Janukowyczem, który ze złodziejstwa stał się tak ciężki, że nie doleciał do Emiratów. Po drugie: Putin zastraszył tak Europę, że ta zamówiła wszystkie pampersy z Procter & Gamble. Co osiągnął Putin? Osiągnął wiele – Krym, ale przede wszystkim ośmieszył Unie Europejską i pokazał Ukrainie do kogo chcą należeć. Nam, przeciętnym ludziom pozostaje wiara, że apetyt Władimira na jakiś czas został zaspokojony. 

poniedziałek, 17 lutego 2014

USA-wizy

Mam dla Państwa bardzo dobre wieści dotyczące zniesienia wiz do USA, otóż jeszcze w tym półroczu coś tam w tym temacie drgnie, ale no właśnie to, ale które jeszcze nas nie kwalifikuje do pełnej swobody, dlaczego?
Postanowiłem zapytać kart i co mówią?
Że w Stanach Zjednoczonych na pierwszym miejscu są Żydzi, na drugim Amerykanie, trzecie miejsce obstawia indyk, bardzo, bardzo daleko, bo na przedostatnim jest  ku klux klan i tabele zamykamy my, czyli naiwni Polacy, których robienie w bambuko stało się normą.

To oczywiście żartobliwie ujęte a tak na serio to jeszcze będziemy musieli poczekać Troszeczku…

sobota, 15 lutego 2014

Toksyczny związek

                  

Dawno, dawno temu  w jednym z największych miast naszego kraju żył sobie Pan, X który tak się pogubił w swoim życiu, że odeszła od niego żona. Pan ten uważał, że rozstanie z żoną i  dziećmi to tylko chwilowy epizod, jednak z upływem czasu uświadomił sobie, że nie będzie samotny i pod wpływem męskiego impulsu zaszalał zapraszając do swojego mieszkanka Panią Y którą, złapał na wielki bajer (nie tylko umysłowy, ale i fizyczny). I tak zakołował światem i ciałem  Pani Y, że ta postanowiła wspólnie dzielić z nim życie. Ponieważ nie była to głupia blondynka bardzo szybko wiązała sobie nadzieję na lepsze jutro. Zafascynowana urokiem wielkiego miasta oraz nowego partnera często  i gęsto łykała jego fantazje (opowieści dziwnej treści) i tak sobie żyli. Do momentu wyprowadzenia się z ich przytulnego gniazdka nadziei. Kiedy pozostawieni samym sobie postanowili skoczyć sobie do gardeł, zauważyli, że nadają na dwóch różnych falach. Pani Y na fali kariera, zaś Pan X na fali Radia Zet i grupy Opus (Live is Life) co w rezultacie skończyło się  wspólnym wysłuchaniem Lady Pank - 7-me niebo nienawiści, w konsekwencji doprowadzając do rozpadu toksycznego związku.

To oczywiście tylko mój wymysł z Panem X i panią Y (choć niekoniecznie). Staram się Państwu przytoczyć pewien przykład związku dwojga ludzi, którzy nigdy nie powinni wiązać się z sobą ponieważ jedno jak i drugie próbowało żerować na sobie, tym samym oszukując i wprowadzając siebie w stan beznadziejnej przyszłości. Nie łączyło ich dosłownie nic.  Żadne uczucie, prócz czasowego przywiązania i obawy przed samotnością. Każdy związek dwojga ludzi powinien być oparty na uczuciach takich jak miłość, wyrozumiałość, zaufanie, współczucie, poczucie bezpieczeństwa i dodałbym już zupełnie od siebie tak ważną moim zdaniem chemię, bez której ciężko jest utrzymać dany związek w normalnym funkcjonowaniu. Oczywiście nie mam tu na myśli par, małżeństw po 68 roku życia. Aczkolwiek znane są takie przypadki zdrowego pożycia w dojrzałym wieku. Jeżeli brakuje jednego z wymienionych uczuć to zaczynamy mieć problem, ale jeżeli zaczyna w danym związku brakować dwóch lub trzech czynników wtedy powstaje poważna obawa dotycząca naszej przyszłości. Pamiętać musimy, że związek dwojga ludzi to fundament, na którym budujemy naszą przyszłość. Jeżeli fundament jest słaby to w każdej chwili nasze plany dotyczące przyszłości mogą legnąć w gruzach. Nie będziemy w stanie zrobić kroku do przodu jeżeli będzie brakowało stateczności, a takie zapewnienie może dać tylko udany lub normalny związek. Toksyczność w związku będzie odbierała Waszą energię. Tym samym siejąc wielki niepokój i obawy o dzień jutrzejszy. Psychicznie staniecie się ofiarą na własne żądanie z powodu nie skończenia w porę procesu wyniszczenia Waszego organizmu. Nie nawołuję tutaj do natychmiastowego zrywania jakichkolwiek związków, ale staram się Wam przedstawić problem wynikający z nieudanego dobrania (towarzysza, towarzyszki) życia. Nie wyobrażam sobie ludzi śpiących w jednym łóżku, którzy nie mają wspólnego tematu i zatajają przed sobą swoje osobiste problemy (no chyba, że są kochankami). W każdym normalnym domu ludzie powinni polegać na sobie, wspólnie organizować spędzenie wolnego czasu, dokonywać planów na przyszłość, rozmawiać o wydatkach  i planować wspólnie zakupy. Tak właśnie widzę normalny związek dwojga dojrzałych emocjonalnie ludzi. Jeżeli w twoim domu tego brakuje to zrób wszystko aby to zmienić, przede wszystkim głośno powiedz jakie masz obawy. Wyraź swoje emocje i oczekiwania, stwórz normalny dom, taki  który będzie prawdziwym domem (czyli mocnym fundamentem), na którym można wznosić pozostałe piętra waszej przyszłości. Jeżeli tego nie zrobisz to wyrażasz aprobatę takiego życia i możesz w przyszłości obwiniać tylko samą/samego siebie.
Macie kochani trzy wyjścia :
1.Opuścić toksyczny, nieudany związek - bo po co się męczyć i odbierać sobie zdrowie.
2.Zaprowadzić nowy ład i porządek - dojść do porozumienia zawierając nowe warunki… jak       kocha to się zgodzi.
3.Zapisać się do klubu sado-maso (jak lubicie cierpieć to po sprawie).
Życzę powodzenia i sukcesów w życiu partnerskim.

piątek, 7 lutego 2014

Przekleństwa,Uroki - ich działanie

Sporo osób wierzy w różnego rodzaju przesądy - czy będą one pochodzenia staropolskiego, czy też zapożyczone z innych kultur. Sama moc i znaczenie niektórych z nich zależy przede wszystkim od nas samych ,czyli jak bardzo wierzymy w ich działanie, choć nie jest to regułą. Jeżeli w naszym życiu zaczyna pojawiać się pasmo nieszczęść i niepowodzeń, to zastanawiamy się co jest przyczyną takiego obrotu spraw. Znalezienie źródła naszego pecha wcale nie należy do łatwego zadania, ponieważ przede wszystkim kierujemy się emocjami, które zaczynają nam wprowadzać delikatny zamęt w logicznym myśleniu. Osłabiają nas one, tym samym doprowadzając w późniejszym czasie do zaburzeń emocjonalnych. Po kilku tygodniach, a nawet miesiącach (choć znam takie przypadki kiedy to niepowodzenie towarzyszy nawet latami) jesteśmy u kresu wytrzymałości, stajemy się dosłownie wrakiem człowieka. Przestajemy uczestniczyć w normalnym życiu, a nasze myśli powodują jeszcze większą niechęć do podejmowania walki… walki o nas samych. W końcu dopada nas najbardziej idiotyczny pomysł na jaki tylko możemy wpaść, a mianowicie skończenie ze sobą. Już sami sobie wpajamy do głowy, że nie mamy siły do dalszej walki o miejsce na tym świecie i nic dobrego już nas nie spotka. W tym momencie należy złapać gumowy młotek i przywalić sobie w czaszkę. Tak aby poczuć wielki ból i uświadomić sobie, że taki właśnie ból, tylko co najmniej  10 000 razy silniejszy sprawimy swoim bliskim podejmując taką beznadziejną decyzję.

Należy ochłonąć i zastanowić się: gdzie i w jaki sposób szukać przyczyny owego pecha? Podam tylko kilka przykładów, które mogą być przyczyną nieszczęścia.

1.Winy należy szukać w psychice, która nawet najmniejsze potknięcia życiowe, traktuje jako katastrofę - do tego stopnia, że rozsypanie cukru przy porannej kawie postrzegane jest jako dalszy ciąg niepowodzenia, a wmawianie sobie nieszczęścia powoduje wzmożenie owego procesu.

2.Zostaliście zauroczeni (złe oko). Możliwość odebrania szczęścia drugiej osobie - najczęściej dzieje się to na skutek zazdrości np. samochodu, rodziny, pieniędzy, domu, pracy, zdrowia, związku, ciuchów, kochanka itd.

3.Klątwa - złe słowa wypowiedziane pod naszym adresem, które mogą wyrządzić bardzo dużo szkód w naszym życiu, a niekiedy, w życiu naszych dzieci. Słowa wypowiedziane w złą godzinę potrafią utrzymywać swoją moc przez bardzo długi czas (nawet latami), w zależności w jakich okolicznościach ktoś ich użył. Jeżeli kobieta ciężarna przeklnie opuszczającego ją męża, to ten z pewnością latami może mieć pozamiatane… a przy okazji jego partnerka.

Takich przykładów mógłbym wymieniać setki. Ja ograniczyłem się tylko do trzech, choć wspomnieć należy o możliwość dziedziczenia przekleństw lub przypisania nam takiej drogi życia, czyli karmy (w zależności w jaki sposób kiedyś żyliśmy i jakimi ludźmi byliśmy).

Osobiście uważam, że w naszym doczesnym życiu nic nie trwa wiecznie. Różnego rodzaj uroki, czy też przekleństwa  również  z czasem tracą  moc.
Co powinniście robić aby Wasze życie wyglądało o wiele lepiej niż w podanym prze zemnie na początku przykładzie?
Podstawową zasadą jest nieprzyjmowanie do siebie żadnych negatywnych myśli o jakichkolwiek urokach wiszących nad Waszą głową. Wyśmiewanie tak zwanego pecha i świadome dążenie do wybranych celów. Lenistwo z Waszej strony w walce, jak ja to nazywam ze złem, może tylko powodować Wasz stopniowy upadek. Zawsze z uporem pokonujcie różne przeszkody. Oczywiście w granicach zdrowego rozsądku. Osoby wierzące zawsze mogą się zwrócić w trakcie modlitwy do swego anioła stróża, o którym niestety bardzo często zapominamy, a nie zdajemy sobie nawet sprawy, jak bardzo ważna jest modlitwa Aniele stróżu mój ty zawsze przy mnie stój. Wasz upór w walce o dobro z pewnością się opłaca, bo przecież walczycie o siebie samych, a niekiedy o Waszych najbliższych, z którymi wspólnie dzielicie życie. Pamiętać powinniście o tym, że to co czujecie i to jak się czujecie, bardzo często odbierane jest przez Waszych bliskich. W chwilach zwątpienia ładujcie swoje akumulatory u osób bliskich, terapeutów, psychologów. Szukajcie spokoju wewnętrznego w modlitwie i w dobrych uczynkach, które zawsze przynoszą ukojenie. Możecie, a nawet powinniście uprawiać sport, który zawsze mobilizuje do lepszego samopoczucia, dyscypliny, a co za tym idzie eliminuje próżniactwo. Bądźcie zawsze dobrej myśli, nie poddawajcie się złemu, a osiągniecie wszystko to na co sobie zapracujecie.
Na zakończenie przychodzi mi taka myśl - żyjcie tak, abyście w przyszłym życiu nie musieli naprawiać błędów z obecnego życia.
Pozdrawiam czytających i bierzcie się za siebie… bo nie ma rzeczy niemożliwych.

niedziela, 26 stycznia 2014

Tarot-nie dla wszystkich

Posługiwanie się kartami Tarota wymaga sporej wiedzy. Nie tylko z dziedziny ezoteryki, ale przede wszystkim samego znaczenia kart. Nie wystarczy zapisać się na kurs Tarota i w przeciągu trzech miesięcy uważać, że po ukończeniu go, jesteśmy przygotowani do pracy z kartami. W takich szkołach (wróżek) nauczycie się Państwo jedynie samej podstawy znaczenia poszczególnej karty - a jest ich naprawdę bardzo wiele. Oczywiście, jest to już jakiś krok. Bo od czegoś trzeba zacząć. Poważniejszym problemem jest to, że owe szkoły, które ja nazywam fabrykami wróżek przyjmują dosłownie wszystkich z ulicy. Nie zwracając uwagi na to, czy dana osoba może uczestniczyć w takich zajęciach. Liczy się tylko wpłata i nic więcej. Nikt nie sprawdza stanu emocjonalnego, czy też samego zdrowia kursanta. Nie wspomnę już o pewnych predyspozycjach - takich jak między innymi intuicja. Niekiedy zdarza się tak, że zajęcia prowadzone są przez wykładowców o bardzo kiepskich umiejętnościach. Nie tylko ze znajomości i wiedzy kart, ale i również braku przygotowania do pracy w zespole. Dyplomy ukończenia kursu dostają wszyscy, bo przecież poprawki nie są uwzględniane w kosztach takich zajęć. Również nie ważne czy potrafisz wróżyć czy nie, ważne jest, że organizowany  kolejny kurs dla zaawansowanych i już możecie się zapisać. Ba, nawet powinniście! Oczywiście w celu poszerzania swojej wiedzy. Kiedy już ukończycie wszystkie możliwe kursy związane z kartami Tarota, dowiadujecie się, że teraz możecie (bo już jesteście na to gotowi) przystąpić do kolejnego naboru naiwniaków. Tym razem jednak poznajecie podstawy numerologii, która nieodzownie towarzyszy wszystkim wróżącym, a w połączeniu z Tarotem, robi z was multi maszynę do przepowiadania przyszłości. Więc decydujecie się na kolejny proces przyswajania wiedzy, tym samym wydając kolejne setki złotych, które zostaną w fabrykach wróżek. Kiedy już kończycie I stopień wtajemniczenia z podstawy numerologii zostajecie namówieni na kolejne stopnie. No bo jak to? Przestaniecie się dalej rozwijać? Skoro jesteście już tak utalentowani i posiadacie tak wielką wiedzę to grzechem byłoby nieposzerzanie jej? Właściciele takich (fabryk) wpajają Wam, że jesteście kimś niezwykłym i jako jedni z nielicznych w danej grupie posiadacie TEN dar. Więc godzicie się na kolejne kursy i szkolenia, aż pojawia się nowa szansa. Tym razem do danej szkoły przyjeżdża sam mistrz Reiki, znany w Honolulu, Toronto a nawet w Koluszkach. I tak w koło, aż uświadomicie sobie, że straciliście kupę pieniędzy, a na dodatek właściciele (fabryk) drwią z Was za Waszymi plecami.
Pisząc ten post chciałbym ostrzec nowicjuszy, którzy dopiero zaczynają naukę znaczenia kart Tarota, aby nie ulegali wpływom ludzi chcącym tylko żerować na ich naiwności i portfelu. Na Waszym miejscu wybrałbym jedną dziedzinę, np. Tarota lub numerologię, albo bioenergoterapie. Następnie pogłębiałbym wiedzę tylko w jednym kierunku. Z doświadczenia wiem, że ktoś kto zajmuje się numerologią, tarotem, runami, wahadełkiem ,jasnowidzeniem, kartami klasycznymi, bioenergoterapią i Bóg wie czym jeszcze, jest do niczego. Bo kto widział lekarza który posiada tak wiele specjalizacji? Takich jak ginekolog, stomatolog, pediatra, psychiatra, neurolog, seksuolog itd. Pewnie nikt. Takie anomalia przyswajania specjalizacji, występują tylko w ezoteryce, gdzie wróżka z kilkumiesięcznym stażem ogłasza się jako jasnowidz. A jedyne co zobaczyła w trakcie ostatniego transu, to wysokość kwoty na rachunku telefonicznym. Sam zajmuje się kartami Tarota i nawet za 15 lat powiem, że ja ,dalej się uczę. Ponieważ jedna karta może przedstawiać nam setki wydarzeń, a w połączeniu z innymi kartami możemy odczytać tysiące informacji. Ale którą informację wybierzemy my sami, zależeć będzie od naszej intuicji, wizji lub tego, co sami „usłyszymy”.
Praca z tarotem nie należy do łatwych i kieruje nią spora energia, która może nam pomóc lub zaszkodzić. Wszystko zależy od naszej psychiki, wiary i siły osobowości. Jeżeli osoba słaba emocjonalnie zaczyna zajmować się stawianiem Tarota, to może zostać po części podporządkowana wpływom tych kart. Co w późniejszym czasie doprowadzić może do braku kontroli nad sobą. Z początku nie zauważamy zmian w naszym zachowaniu. Do czasu, kiedy to coraz częściej sięgamy po karty, tym samym popadając w bardzo silne uzależnienie, które staje się naszym przekleństwem. Nie potrafimy już logicznie myśleć i podejmować decyzji. Zdajemy się na to, co powiedzą nam karty, którym bezgranicznie ufamy.
Osobiście przyjmowałem wiele wróżek - prawie wszystkie z nich chciały zachować anonimowość, często próbując wprowadzać mylne informacje o sobie. Jednak każda z nich otrzymując karty do ręki w celu potasowania, traktowała je jak najcenniejszy skarb. Nawet do tego stopnia, że często musiałem zwracać uwagę że wystarczy już tego tasowania. To w jaki sposób zachowywały się te kobiety świadczyć może fakt o nieradzeniu sobie z pewnymi energiami i traktowaniem talii kart jako coś nadludzkiego. Otóż mili Państwo, jak to mówi Lech Wałęsa „nic bardziej mylnego”.

Tarot jest tylko  narzędziem pracy, którego zadaniem jest odpowiedzieć nam na nurtujące nas pytania. Karty Tarota nie mogą być ważniejsze i cenniejsze od ludzi! Bo dla ludzi zostały stworzone tak aby im służyły. Jednak w rękach osób słabych i bez wiary mogą być zagrożeniem.

niedziela, 19 stycznia 2014

Koniec Świata - czy to możliwe?

  1.                            

Zapowiedzi końca świata było wiele. Najgłośniej mówiło się o roku 2000 jednak na całe szczęście dla istnienia ludzkości nic takiego się nie wydarzyło. Kolejna zapowiedź i strach towarzyszyły nam w roku 2012, kiedy to media prześcigały się z informacjami dotyczącymi końca kalendarza Majów, który kończył się na dacie 21 grudnia. Ta data również nie przyniosła owego końca, choć dla wielu osób była odbierana niemalże jak wyrocznia. Spora część moich klientów, pod koniec 2012 roku zadawała pytanie czy koniec tego roku to koniec świata? Odpowiadałem wtedy z uśmiechem na twarzy, że „Nie, to jeszcze nie czas na nas”.
Największą popularnością cieszyły się przepowiednie królowej Saby, która bardzo trafnie opisywała szereg niepokojących zwiastunów końca świata: przewidując między innymi narodziny Jezusa. Nie myliła się wieszcząc o zniszczeniu narodu żydowskiego, skazanego na tułaczkę po całym świecie. Zapowiedziała, że ludzie kopiąc głęboko na 300 sążni, dobywać będą węgiel, rudę i kamienie oraz za pomocą tych materiałów budować różne przyrządy żelazne. Ta przepowiednia również się sprawdziła.
Według Saby koniec świata zwiastują znaki, choćby takie jak: narodziny Antychrysta, który posiądzie cudowną siłę i walczyć z nim będą dwaj zesłani przez Boga prorocy - Eliasz i Enoch. Kościołem w tych czasach rządzić będzie Piotr - jako ostatni papież. Oraz to, że dojdzie do poruszenia się powierzchni Ziemi i będzie to ostateczny koniec panowania człowieka.
Kolejną postacią przepowiadającą koniec świata był Nostradamus, którego przepowiednie znalazły swoje odzwierciedlenie w dziejach naszej historii. Zapewne królowa Saba jak i Nostradamus bez wątpienia posiadali wielki dar przewidywania przyszłości (tak zwanych wizji). Oboje precyzyjnie opisywali ostatniego papieża tuż przed końcem świata. Saba podając imię Piotr, a Nostradamus, że będzie to papież o oliwnej skórze. Czy się mylili? Uważam, że nie. Watykan znając w/w przepowiednie mógł wprowadzić pewne zmiany dotyczące wyboru imienia papieża jak i jego samego. W celu uniknięcia spekulacji o końcu świata, tym samym oszczędzając ludziom strachu jak i niepokoju na miarę całego świata, który z pewnością po wybraniu czarnoskórego papieża by zapanował. W taki właśnie sposób można wprowadzać pewne zmiany w życiu ludzi. To jest nie tylko logiczne ale i zarazem rozsądne. Ponieważ przepowiednie nie tylko mogą się odwlec w czasie, ale mogą również w ogóle się nie spełnić. W takim właśnie celu są przekazywane - abyśmy mogli zmienić naszą przyszłość. Choć gdyby się zagłębić w przepowiednie Nostradamusa to obecny papież Franciszek jest pierwszym papieżem z kontynentu ameryki łacińskiej. A także pierwszym spoza Europy od czasu papieża Grzegorza III (pontyfikat 731-741). Jest również pierwszym jezuitą wybranym na papieża i pierwszym zakonnikiem od czasu papieża Grzegorza XVI (pontyfikat 1831-1846). Co prawda obecny Papież -Franciszek nie posiada oliwnej skóry, ale jako jezuita nosił czarna sutannę kapłańską. Proszę jeszcze pamiętać o przepowiedni dotyczącej Antychrysta, którego pojawieniem się będzie początek zbliżającego się końca świata. To właśnie Antychrystowi będzie najbardziej zależało na wyniszczeniu i upadku ludzkości. Nie zaś Bogu, bo to Bóg stworzył człowieka - więc nie po to tworzył by niszczyć swoje piękne dzieło (choć często przewrotne i niewdzięczne). Być może sam Nostradamus nie widział w swych wizjach papieża o oliwnej skórze, lecz kogoś kto stoi na samym szczycie władzy wielomilionowego narodu niczym papież.
To są oczywiście tylko przypuszczenia. Jaka nastąpi przyszłość? Przekonamy się sami. Na zakończenie dodam, że celowo nie przedstawiałem najważniejszej przepowiedni jaką jest Trzecia Tajemnica Fatimska. Być może dla tego, że w żaden sposób nie śmiałbym jej komentować. Czy faktycznie ludzkości zagraża koniec świata? Z całą odpowiedzialnością uważam, że istnieje bardzo duże prawdopodobieństwo takiej zagłady.





Do wierzących i niewierzących

 Sprzyjająca pora i czas na przypomnienie cytatu Władysława Reymonta: Siłę człowieka mierzy się ilością jego nieprzyjaciół. Ilu zatem Jezus ...